Przejdź do głównej zawartości

Polecane

Co warto wiedzieć przed trekkingiem w Himalajach?

Kończę na razie temat wędrówki po Himalajach postem, w którym znajdziecie trochę niekoniecznie oczywistych informacji o tym czego się spodziewać i na co przygotować przed wyprawą w najwyższe góry Ziemi.  Zacznę od tego, że Nepal jest w czołówce najbiedniejszych krajów Azji. Turystyka to największa gałąź gospodarki i główne źródło dochodu dla milionów Nepalczyków. Trudno zrozumieć jest rozmiar biedy i spowodowanego przez nią nieraz zacofania bez zobaczenia ich na własne oczy. Wiadomo, że każdy szuka oszczędności, gdzie się da, ale zachęcam Was mocno do wspierania mieszkańców Nepalu. Sposobów jest wiele i na każdą kieszeń. Pomożecie, kupując rękodzieło i inne pamiątki w małych sklepikach, wynajmując przewodników czy porterów, zostawiając niepotrzebny sprzęt i ciuchy ludziom pracującym w turystyce, czy fajnie bawiąc się na kursie gotowania dań nepalskich, z którego część dochodu idzie na pomoc dzieciom z biedniejszych rejonów. No dobrze, a na razie moje 3 grosze na poniższe tematy: Czy m

Zanim spadnie deszcz - trochę o wszystkim i o niczym

-->> zdjęcia

Pogoda się zmienia. Chmurzy się i jest coraz zimniej. Od piątku zaczyna padać.
Żeby nie dać się jesiennej melancholii, opowiem Wam trochę o ostatnim, niezwykle słonecznym tygodniu:)

Paweł powoli zadamawia się w Amazon, a ja zaprzyjaźniam się z miastem. Akurat mam teraz dwutygodniową przerwę i nie chodzę na angielski, za to plątam się więcej po okolicy. Większość czasu zajmuje mi szukanie mieszkania, przy okazji oględzin zapuszczam się w nowe dzielnice.
Powoli zaczynam się tu czuć jak u siebie, choć nie przestaję porównywać Seattle z tym, co znam z Polski.

Okrywanie nowych rzeczy jest jednak niezwykle fascynujące. A mnie też cieszą takie rzeczy, jak np. wyprawa nad zatokę do małego sklepu z ogromnym wyborem przypraw (spędziłam tam pewnie z godzinę, wybierając między 6 rodzajami curry, 3 cynamonu i nie wiem iloma mieszankami przypraw do mięsa) czy poszukiwanie sklepów zielarskich. Bawi mnie spacerowanie po naszej gejowskiej dzielnicy i oglądanie tych wszystkich kolorowych, wytatuowanych dziwaków z tunelami w uszach. ;) Często ktoś zagada, zaczepi na ulicy. Nie wiem ile razy już słyszałam "Oh, I love your accent". Wszyscy uwielbiają mój akcent. Zabawnie;) Ludzie nie mają też np. problemu z podejściem do Ciebie i skomplementowaniem Cie. "Masz piękne kolor włosów", czy "bardzo podoba mi się Twoja chusta!" rzucone od obcej osoby naprawdę poprawiają  humor! Miły zwyczaj, postaram się praktykować go w Polsce:)

Oczywiście rozwijam też swoje talenty kulinarne. Myślę, że Paweł poświęci kiedyś osobny wpis na pochwały. Prawda, Kochanie?:D

"Pracujące" dni tygodnia mijają nam więc w spokojnej, mimo różnych wybojów (np. problemów z założeniem konta), rutynie. Weekend jest odskocznią. Dla mnie zaczął się on bardzo miło w piątkowe popołudnie wspólnym wyjściem z Bożeną na dyniowe latte.
Jestem wielką amatorką kawy, buzia mi się więc cieszy na myśl o tym, ile tu jest nowych smaków do spróbowania i miejsc do odwiedzenia;)

A o Bożenie jeszcze później:)

Wieczorem pojechaliśmy do Adama do Renton. Adam mieszka w Seattle już ponad rok. I bardzo dobrze gotuje (podobno, na razie mieliśmy tylko próbkę jego możliwości;) ). Mam nadzieję, że nie będzie zły za zdradzenie tej informacji;)

Część z Was widziała już parę zdjęć, które wrzuciłam na FB. Więcej ->> tutaj.

Spędziliśmy z nim naprawdę świetny czas!
Pierwszą nowością było sobotnie śniadanie, na które pojechaliśmy do oddalonego o 20km Auburn do typowej amerykańskiej jadłodalni. Uprzedzeni przez Adama, zamówiliśmy połowę porcji, która i tak była tak ogromna, że byłam w stanie zjeść mniej więcej 1/8!
No i samo menu - smażone ziemniaki, tłuste omleto-lazanie, jak można jeść takie rzeczy na śniadanie? Mimo jednak, że ciężkie, jedzenie było dobre. Przynajmniej zostało nam na obiad następnego dnia;)

Po solidnym posiłku należało zadbać o odrobinę ruchu. Tu kolejna nowość - frisbee. U nas mało popularne, tu bardzo. Szło nam tak sobie, mi jeszcze gorzej, ale wierzę, że osiągnę mistrzostwo;)

Adam mieszka tuż przy jeziorze Waszyngton. Okolica mnie oczarowała. Szumiąca woda, żaglówki, piękne jesienne kolory, słońce i wysoka temperatura. Żyć, nie umierać! Naprawdę bardzo się cieszę, że udało się nam poznać słoneczną stronę okolicy, zdążyłam już bardzo polubić rejon Seattle. Na pewno byłoby trudniej, gdyby od naszego przyjazdu nieustannie lało.


Gwoździem programu był 'Polski wieczór', czyli grill, piwkowanie i jacuzzi z nowopoznanymi na Festiwalu Polskim ludźmi.  Pojawili się również Bożena z Davidem, których bardzo pozdrawiamy!
Bożena i David są fajni. David uczy się polskiego i odmiana czasownika "być" (który brzmi dla obcokrajowca zbyt podobnie do "bitch") sprawia mu masę radości. Jestem bardzo ciekawa, czy zrozumiał, co napisałam.:)

Wieczór był naprawdę bardzo, bardzo udany. Teraz napiszę tylko, że bawiliśmy się do późnej nocy, była masa śmiechu i pysznego jedzenia, czyli wszystkie niezbędne składniki dobrej imprezy;)
(Paweł opowie Wam wkrótce więcej, jak się bawi Ameryka;) )

Dzień wcześniej odwiedziłam polski sklep (już od wejścia pachniało znajomo, mmmm:) ), w którym zaopatrzyłam imprezę w prawdziwe kiełbaski i kabanosa. Gdybym zatęskniła za jakimkolwiek produktem z Polski, myślę, że znalazłabym go w George's Sausages & Deli:)

Tak po babsku, dodam jeszcze, że niezmiernie się cieszę, że poznałam Bożenę. No bo ileż można z facetami gadać, prawda? Bardzo fajna z niej dziewczyna. To ten typ osoby, z którą bardzo dobrze się rozmawia i przyjemnie spędza czas. Zobaczymy, jak się nam będzie razem na shopping chodzić;) No, więcej jej już komplementować nie będę ;)

Po pięknej i aktywnej sobocie nadeszła piękna i leniwa niedziela. Poszliśmy z Pawłem nad zatokę, pozachwycać się widokami, pospacerowaliśmy się też po kampusie Amazonu. W głowie kolekcjonuje już miejsca, w które zaprowadzę naszych Gości - jeśli dotrzymacie obietnicy i odwiedzicie nas w Hameryce!

I tak nam leci czas. Powoli, mimo, że wbrew pozorom dzieje się sporo. Przez parę ostatnich dni pobijam rekord przebytych na piechotę kilometrów i oglądam sporo mieszkań. Dziś znalazłam w końcu takie, w którym chcielibyśmy zamieszkać. Trzymajcie kciuki, żebyśmy je dostali, bo czeka nas teraz cały proces aplikowania i weryfikacji. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie lokatorzy zostaną wybrani, mam nadzieję, że będziemy nimi my!

O, a jeszcze jedną super rzeczą, która ostatnio mi się przytrafiła, było spotkanie z Asią. Asia jest moją kuzynką, którą pierwszy i ostatni raz w życiu widziałam, jak miałam 12 lat! Teraz, po 13 latach spotkałyśmy się na lunchu w Seattle. Czyż to nie wspaniałe?:D Przerosłam ją!;)

Podsumowując ten nieco rozwlekły post, jest nam tu dobrze. Chciałam Wam mniej więcej pokazać, jak wygląda nasz "dzień, jak codzień" i jak powoli się tu urządzamy.

Gdyby coś, jakiś konkretny aspekt życia w Seattle Was interesował, dajcie znać. Postaram się opowiedzieć na tyle, na ile będę w stanie. Tak, Gomuł, pamiętam o Twojej prośbie i już szykuję posta!:)

Ściskam!
B.

PS. Mamy już tarkę do sera i blender (oczywiście z Amazon;) ). Zaczątek naszego gospodarstwa domowego:D

Komentarze

Popularne posty